Stranger Things

    Na początku wakacji Netflix wypuściło pierwszy sezon "Stranger Things". Serial składa się z ośmiu godzinnych odcinków pokazując przebieg śledztwa w sprawie tajemniczego zniknięcia małego chłopca. Twórcy osadzają swoich bohaterów w latach 80-tych i czerpią z kina przygodowego oraz Sci-Fi z tamtych lat, co jest niemałą niespodzianką dla widzów wychowanych na filmach Spielberga oraz fanów serii o Obcym.



    W małym, spokojnym miasteczku, jak powiedział komendant Jim Hooper, w którym najgorsza rzecz jaka miała miejsce to zaatakowanie głowy Eleanor Gillespe przez sowę, bo ta myślała, że to gniazdo, dochodzi do zniknięcia dziecka. Dzień przed zgłoszeniem zaginięcia obserwujemy jak chłopak późnym wieczorem żegna się z kolegami i wraca do domu. Nagle zauważa, że coś zaczyna go gonić. Chowa się do starej szopy, lecz słyszy dziwny odgłos za plecami. Odwraca się i widzi wysoką, oblepioną śluzem, nadludzką postać, która znika razem z nim. Dosłownie rozpływają się w powietrze. W tym samym czasie z rządowego budynku, w którym przeprowadzane są tajne eksperymenty ucieka dziewczynka. Zagubione i roztrzęsione dziecko szuka schronienia i pomocy ze strony mieszkańców.



    Na początku pierwszego odcinka jest scena, kiedy czwórka dzieciaków w piwnicy jednego z nich do później nocy bawi się w grę o tematyce fantastycznej opowiadając o potworach i nadprzyrodzonych istotach. Przypomniało mi się jak jako dziecko z wypiekami na twarzy oglądałam kino przygodowe z dreszczykiem i jak bardzo czekałam na kolejne odcinki "Gęsiej skórki". Ten powrót do przeszłości sprawił, że "Stranger Things" śledziłam z jeszcze większą frajdą.
    Również wątek zagubionej, poszukującej ratunku dziewczynki, która ostatecznie ukrywa się w wyżej wspomnianej piwnicy i jednego z chłopców, który w tajemnicy przed rodzicami opiekuje się nią skojarzył mi się z E.T, kolejnym filmem mojego dzieciństwa. Można też dostrzec elementy zaczerpnięte z serii o "Obcym" jak na przykład motyw nadprzyrodzonej postaci. Nawiązań do klasycznego Sci-Fi i dość popularnego w latach 80-tych kina przygodowego jest więc mnóstwo, co twórcy otwarcie przyznają umieszczając w pokoju jednego z bohaterów plakat "Szczęk" Spielberga.

    Oprócz zabawy estetyką klasyków gatunku twórcy świetnie oddają klimat lat 80-tych poprzez muzykę. Joy Division, The Clash i składanki na kasetach... Genialną melodię ma również intro. Połączenie mrocznej, tajemniczej, niepokojącej muzyki z prostą grafiką w postaci czerwonych liter składających się w tytuł serialu tworzy naprawdę ciekawy efekt.


    Jeśli chodzi o grę aktorską to największe wrażenie zrobiła na mnie Millie Bobby Brown wcielająca się w postać Eleven- ukrywającej się dziewczynki. Perfekcyjnie udało się jej pokazać mrok, demoniczność, ale też zagubienie i wewnętrzne rozdarcie. Miłym zaskoczeniem okazał się również występ Winony Ryder. Aktorka jako zrozpaczona matka usiłująca odnaleźć swoje dziecko pokazała klasę. Jej gra była mocno teatralna, momentami nawet skrajnie emocjonalna, ale rezultat zwala z nóg.

    "Stranger Things" to wciągająca, wielowątkowa historia, która oprócz dobrego scenariusza dla wielu może okazać się sentymentalną podróżą do przeszłości. Myślę, że żaden zagorzały kolekcjoner VHS-ów nie powstydziłby się takiej perełki w swojej kolekcji!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz